Mowa oczywiście o jubileuszu istnienia Gdańskiego Klubu Fantastyki. Okrągła trzydziestka stuknęła nam wprawdzie w lutym (co swego czasu zostało odnotowane w „Informatorze”), ale uroczysta impreza została zorganizowana w drugą sobotę lipca. Może to dobry pomysł na przyszłość, jak z urodzinami brytyjskich monarchów: pogoda ładniejsza, a do tego miesiąc też na „el” (oby tylko „następną razą” nie było poślizgu aż do listopada!).
Impreza rozpoczęła się o 18:00, oczywiście w przymorskim „Maciusiu”. Przybyli klubowicze rozmaitych generacji (od najstarszego po najmłodsze pokolenie), nasi dawni członkowie (utrzymujący regularne lub okazjonalne kontakty z GKF-em), nasi przyjaciele z innych klubów fantastyki (tym razem z Poznania i ze Śląska). Z uwagi na sezon wakacyjny i jakąś inną imprezę w fandomie – nie było może nas tylu, ilu być mogło.
Na początek kilka słów o samym jubileuszu oraz obecnej sytuacji GKF-u powiedział prezes Maciej Dawidowicz; kilka słów dorzuciła też I wiceprezes Aleksandra Markowska. Zabrali głos goście: Piotr Derkacz, prezes Drugiej Ery, wręczył GKF-owi statuetkę z zamkiem (poznańskim?) i smokiem, a Piotr „Raku” Rak z ŚKF – figurkę kopalnianego skrzata (z antracytu?); oba upominki opatrzone były dedykacjami. Wtedy głos zabrał Mariusz Czach z First Generation. Powspominał prapoczątki (Collaps) i początki klubu, podzielił się wymowną statystyką (np. tłumy z czasów odtwarzaczy VHS), z użyciem rzutnika multimedialnego zaprezentował nieco archiwalnych filmów i zdjęć (jacy byliśmy młodzi!). Wtedy o głos poprosił Bogdan Gwozdecki. Pierwszy prezes i wieloletni skarbnik przypomniał Kogoś, bez Kogo pewnie by nas nie było w tym miejscu i czasie; kogoś, kto może nie był omnibusem i nie zajmował się wszystkim – lecz nie tylko sam miał niespożyte zasoby energii i pomysłów, ale też z osób zapisujących się do Klubu potrafił wykrzesać maksimum inwencji (notabene do dziś odczuwamy to – mimo licznych obowiązków dnia codziennego – chociażby w redakcji „Informatora”). Tym kimś był oczywiście nieodżałowanej pamięci Krzysztof Papierkowski. Po czym uczciliśmy „Papiera” minutą ciszy. Parę słów z punktu widzenia członka GKF-u dodał na koniec tej części Grzegorz „Ogan” Szczepaniak.
Następnie był toast lampką szampana (wg purystów: wina musującego) i tort z ciekawie zaprojektowanym napisem („0” w „30” było jednocześnie logiem GKF-u), upominki dla wszystkich (metalowe breloczki-otwieracze z identycznym znakiem graficznym) i zimny bufet (urozmaicone i smaczne kanapeczki i koreczki). Był to też czas na swobodne pogaduszki wszystkich ze wszystkimi – nadal w obu salach na górze oraz na przylegającym do nich tarasie (sporo osób – w tym niżej podpisany – skorzystało z tego pleneru po raz pierwszy).
Po tej części oficjalnej chętni przenieśli się do pobliskiego (po drugiej stronie jednego z falowców) lokalu Soprano, gdzie – za flipperem z Mrocznym widmem, kręgielnią, bufetem i stołami bilardowymi – zarząd GKF-u wynajął na ten długi wieczór kameralną salę. Towarzystwo rozsiadło się wzdłuż ustawionych na kształt litery „U” stołów – i pogaduszki, przy zamawianych za specjalne kupony napojach, trwały dłużej niż do północy. W wielopokoleniowym gronie starszych i młodszych klubowiczów oraz gości nawet nie odczuwało się, jak szybko zlatywał nam czas!
W moim otoczeniu siedzieli m.in. Jacek Pniewski, „Raku”, „Ogan”, „Bazyl”, Mariusz Czach, „Student”, Michał Szklarski, dawno nie widziany Maciej Rokicki (który w pewnym momencie opowiedział wprost niesamowitą anegdotę o MSW z czasów sprzed rejestracji Klubu!!!); na początku stołu rozsiadła się silna grupa naszej klubowej Młodzieży, z drugiej strony, przy załomie, z kolei wiecznie młode First Generation, dalej – obecne szefostwo GKF-u.
I temuż Szefostwu właśnie dziękuję (pewnie nie tylko w swoim imieniu) za naprawdę kapitalne obchody XXX-lecia! Aż nie chce mi się wierzyć, że poprzednia uroczystość była na XX-lecie… Ale może nie lećmy pełnymi dekadami – i next time urządźmy już na XXXV-lecie?
JPP
Tekst ten ukaże się w lipcowo-sierpniowym „Informatorze” GKF #332 jako wstępniak;
w tym miejscu redakcja periodyku apeluje o Wasze wspominki (Macieju R. – musisz!).